Mass Effect Edycja Legendarna recenzja
Mass Effect Edycja Legendarna jest dowodem na to, że w każdym żarcie kryje się odrobina prawdy. Znacie to? Jakie obecnie są najlepsze nowe gry na rynku? Remastery starych gier.
Zacznijmy może jednak od najmniej przyjemnego aspektu, jakim jest cena. Raczej nikt nie spodziewał się po Elektronikach tego, że odświeżona wersja kultowej już trylogii z komandor Shepard zostanie udostępniona fanom za darmo, jednak wycena na poziomie 300 złotych jest po prostu absurdalna. Jak by nie patrzeć, w wielu przypadkach, płacimy po raz drugi za to samo.
Jednak od dnia premiery minęło już dobrze ponad rok i przez ten czas gra zdążyła pojawić się już w ofercie Amazon Prime Gaming jak również jako jedna z gier miesiąca w Playstation Plus. Z takiej okazji żal nie skorzystać, nawet jeśli walkę o ocalenie całej galaktyki macie już dawno za sobą.
Nazwanie kompletnego wydania całej sagi legendarną, nie wydaje się być zbyt dużą przesadą. To, co przede wszystkim, zapamiętałem z oryginalnej trylogii to niespotykana wcześniej filmowa epickość i rozmach. Plot twist z początku części drugiej już na zawsze ze mną pozostanie, podobnie jak towarzyszące rozgrywce w części trzeciej poczucie beznadziei i bezsilności wobec nieuniknionej porażki. Wszystko to nadal tu jest. Do tego wygląda dokładnie tak jak to zapamiętaliśmy (czyli dużo lepiej niż ponad 10 lat temu) oraz zawiera wszystkie oficjalne dodatki, które pojawiły się w międzyczasie.
Sam byłem zaskoczony, że aż tyle ich było (wg EA przeszło 40). W morzu skórek, nowych broni i pancerzy, znalazło się również kilka fabularnych, które w przyjemny sposób wydłużają całą zabawę. Zaliczenie całej trylogii zajęło mi ponad 120 godzin, a to prawie tyle ile zaliczenie Cyberpunka 2077 razem z misjami pobocznymi. I chociaż nowi członkowie ekipy w części drugiej, czy Cytadela z części trzeciej, cieszą i bawią, to pozostałe w istotny sposób uzupełniają niedopowiedziane wcześniej wątki fabularne. Na tyle, że dziś trudno sobie wyobrazić, że w podstawowej wersji części trzeciej ich brakowało. Dzięki nim dużo łatwiej przełknąć czy też raczej zrozumieć finałowe zakończenie, które mam wrażenie, również nieco ewoluowało od czasu premiery Mass Effect 3 (wydaje mi się, że podstawowym zakończeniem było to neutralne, a teraz mamy trzy różne, chociaż po 10 latach pamięć może być zawodna), z którym wielu graczy nie mogło się pogodzić.
Pamiętam również świetną ekipę bohaterów (poza Jacobem i Mirandą, z którymi nigdy się nie polubiliśmy) oraz niekończące się skanowanie kolejnych planet z części drugiej, czy pustawe i niezbyt przyjazne światy przemierzane za kierownicą Mako z jedynki. W tej kwestii dalej nic się nie zmieniło. Mako nadal ciężko lubić, a prócz odświeżonych tekstur czy elementów HUD ciężko ukryć, że część pierwsza ma już na karku ponad 15 lat. Remaster drugiej i trzeciej części, poza wspomnianymi dodatkami, które zdecydowanie robią robotę, ograniczył się głównie do kosmetyki, dzięki czemu gra wygląda zdecydowanie bardziej współcześnie.
Bez względu jednak na to, czy będzie to wasze pierwsze spotkanie z komandor Shepard i jej dzielną zbieraniną indywiduów, czy jak ja, chcecie przeżyć tę niesamowitą historię jeszcze raz, będziecie się bawić po prostu znakomicie. Znajdziecie tu bowiem wszystko to, za co miliony graczy pokochały tę serię dobre kilkanaście lat temu. Wartką akcję, świetnie napisane postaci i wciągającą, spójną fabułę, co czyni ten tytuł jednym z najbardziej epickich w historii. Po nieudanej Andromedzie, wydanie na nowo kompletnej sagi w odświeżonym wydaniu wydaje się wręcz genialnym posunięciem. Czy będzie to dopiero wstęp do porządnej, pełnoprawnej kontynuacji? Czas pokaże.