Poczytalny.net

Blog. Popkulturowo, ironicznie i nie zawsze z pierwszej ręki

GryRecenzje

Wasteland 3 – recenzja

Wasteland 3 jest jednym z moich najfajniejszych odkryć ostatnich miesięcy. Zaraz za książkami o Gray Manie. I tak jak one skutecznie utrudniają mi skupienie się na innych lekturach, tak właśnie świat pustkowi oderwał mnie od wszystkiego innego w co aktualnie grałem.

Gdyby nie akcja promocyjna na platformie Robot Cache, która w swoim czasie postanowiła rozdać za darmo swoim użytkownikom kopie Wasteland 3, do dziś pewnie nie wiedziałbym co mnie omija. Nie popełnijcie mojego błędu, ta gra jest warta każdej złotówki.

Kojarzyłem tytuł, widziałem parę screenów i wiedziałem, że jest nieźle oceniana. Jednak nie sądziłem, że jest to tytuł skierowany do mnie. Jeszcze nie odkryłem fenomenu serii X-Com, a rozgrywka, która wyglądała jak kalka Jagged Alliance, niekoniecznie do mnie przemawiała. O jakże się myliłem. Z perspektywy spędzonych z grą 50 godzin, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że to zdecydowanie najlepszy RPG z jakim miałem do czynienia od czasów Wiedźmina 3.

Szybki rzut oka na oficjalną stronę gry pokazuje, iż “nieźle oceniana” jest sporym niedomówieniem, a sami twórcy nie wzięli się znikąd. inXile entertainment to ci goście od Bard’s Tale, którzy, poza tym, że w międzyczasie zostali wchłonięci przez Microsoft, zasłynęli przygarnięciem pod swe skrzydła współtwórcę oryginalnego Fallouta. Efekt? Jedna z najlepszych gier 2020 roku, wydana na PC oraz konsolach.

Jeśli nie mieliście styczności z poprzedniczką, bez obaw. W trakcie gry znajdziecie wystarczająco dużo odpowiedzi, aby choć załapać zarys fabuły. Jednak jeśli nie jesteście tym zainteresowani, nic nie stoi na przeszkodzie aby te kilka linijek dialogowych po prostu wyprzeć ze swojej świadomości. Część trzecia to zupełnie odrębna historia, którą odkryjecie razem ze swoimi towarzyszami. Bo jak na porządnego erpega przystało, zanim wyruszymy na przygodę, czas zebrać drużynę.

Na początku wybieramy podstawową parę bohaterów, którzy tworzą uzupełniający się mini oddział. Ja zdecydowałem się na Krisa i Chris, parę technologicznych nerdów, którzy może na początku i nie radzą sobie najlepiej z jakąkolwiek bronią, a i z łataniem rannych towarzyszy również mogą mieć kłopot, tak umiejętność modyfikowania broni i hakowania komputerów rekompensuję te niedostatki. No i handel, czyli kupuj tanio, sprzedawaj drogo, zdecydowanie ułatwia zachowanie dodatniego bilansu na koncie, bez uciekania się do moralnie wątpliwych sposobów pozyskiwania gotówki.

Każdy początkowy wybór bohaterów wydaje się równie dobry, a drużynę dość szybko powiększymy o kolejnych kilku członków, których w miarę upływu czasu wyposażymy w szereg potrzebnych nam umiejętności. Co ciekawe, nie wszyscy członkowie naszej wesołej ekipy pójdą za nami w ogień. Jasne, ratować damę w opałach lub bronić farmerów przed bandytami chciałby każdy, ale już samowolne odebranie rolnikom “nagrody” w postaci rzadkiego itemu wzbudzi co najmniej kilka krzywych spojrzeń. A jeśli przegniemy i dokonamy kolejnego moralnie wątpliwego występku, który stoi w sprzeczności z przekonaniami naszych towarzyszy, niektórzy z nich mogą stwierdzić “basta!” i opuszczą nasze szeregi.

W ogóle wolność wyboru, zarówno w kwestiach błahych jak i życia i śmierci, jest ogromna. Nierzadko stajemy przed koniecznością zdecydowania o czyimś losie na podstawie posiadanych na chwilę obecną informacji, które za jakiś czas mogą okazać się brzemienne w skutkach. Albo i nie. Może zupełnie nieoczekiwanie zostaniemy nagrodzeni albo zyskamy nowego, cennego sojusznika? Żeby nie było za prosto, jak w życiu, niewiele kwestii jest czarno-białych, a przy poruszaniu się w tych odcieniach szarości bardzo łatwo stracić z oczu prawdziwy cel naszej przygody. 

Skutkuje to bardzo rzadko spotykanym, wysokim poziomem immersji. Często łapałem się na tym, że czułem się jak podczas dobrej sesji tradycyjnego RPG, gdzie w zasadzie zdarzyć się może prawie wszystko, a rozwój wypadków zależy zarówno ode mnie, jak i losu czy kaprysu mistrza gry. Jak by tego było mało, postaci są świetnie napisane, dialogi cięte i zabawne, a zwroty akcji zaskakujące i zakręcone. 

Wykreowany przez inXile świat jest urzekająco autentyczny i żywy, chociaż, jak mawiał pewien rewolwerowiec, jest światem, który poszedł naprzód. Co wcale nie znaczy, że stał się lepszym miejscem do życia. Ten, jaki wszyscy znamy, zakończył swój żywot ponad 100 lat temu, a jego miejsce zajęła postapokaliptyczna ruina, wcale nie przyjaźniejsza od tych znanych z Fallouta czy Mad Maxa. Jednego zatem możecie być pewni, nudno nie jest, a niecodziennych spotkań czy wydarzeń czeka co nie miara. 

Żeby jednak nie było tak pięknie, na swej drodze możecie, choć wcale nie musicie, spotkać największego wroga dobrej zabawy… buga. A w zasadzie dwa. Jednak obydwa są na tyle upierdliwe, że praktycznie uniemożliwiły mi dokończenie gry. Do tego pojawiają się pod sam jej koniec. Na szczęście są na tyle popularne, że porad z rozwiązaniem jest z pół internetu i któraś z nich w końcu zadziałała. Nie psuje to ogólnie fantastycznego wrażenia, jakie gra robi, jednakże nieco niepokoi, że znane są już niemalże od dnia premiery i nadal nikt nic z nimi nie zrobił. Można drwić z Redów i ilości błędów w Wiedźminie 3 czy Cyberpunku 2077, ale uczciwie trzeba przyznać, że może i trochę to zajęło, ale praktycznie ze wszystkimi rozprawili się po mistrzowsku.

ocena

Słowem podsumowania, świetna, dojrzała, miejscami cyniczna, czasem zabawna, nigdy nudna, historia, którą warto przeżyć. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *