Poczytalny.net

Blog. Popkulturowo, ironicznie i nie zawsze z pierwszej ręki

GryRecenzje

Days Gone PS 4 recenzja poczytalny.net

Dopiero jakiś czas temu zrozumiałem, dlaczego fani Days Gone chcieliby aby gra otrzymała porządny sequel. Rozumiem również stanowisko Sony, które postanowiło wyciąć z portfolio dalsze growe przygody Deacona St. Johna i zapowiedziało filmową adaptację.

Zanim rozpocząłem nadrabianie znajomości z kolejnym głośnym exclusivem na Playstation, myślałem, że będzie to takie The Walking Dead z odpowiednikiem Daryla, przemierzającego samotnie na swoim motocyklu świat, który się skończył. Dlatego też, kiedy w końcu rozpocząłem swą przygodę, bardzo miłym zaskoczeniem było to, jak bardzo się myliłem.

Podobnie jak w przypadku doskonale znanego serialu o umarlakach, czas świata, jaki znaliśmy dotychczas, definitywnie minął. Nikt nie wie dokładnie jak i dlaczego jednej nocy wszystko stanęło na głowie. Zarażeni ludzie wylali się na ulice i zaczęli mordować, zjadać i zarażać wszystko co się rusza. Od tego czasu minęły dwa lata. W tym momencie poznajemy głównego bohatera, który przez te dwa lata próbował odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nie do końca pogodził się z przeszłością. Przez ten okres robił różne rzeczy aby przetrwać i nie ze wszystkich jest dumny. Jako ex żołnierz z doświadczeniem bojowym z pewnością posiada ku temu predyspozycje. Jednak jeszcze przed tym wszystkim zakończył swą przygodę z armią, powrócił w rodzinne strony, na prowincję w Oregonie, gdzie jako członek klubu motocyklowego szukał dla siebie nowego miejsca na świecie.

Dalsze, „teraźniejsze”, losy przyjdzie nam poznać podczas rozgrywki. Póki co skupiam się, i zapewne powrócę jeszcze, do głównego bohatera, ale to właśnie on i jego historia stanowi całą oś wydarzeń. Poza tym, jak się dość szybko okazuje, Deacon to w sumie porządny gość z prawidłowo ustawionym kręgosłupem moralnym i dość szybko zaczynamy darzyć go sympatią. Ok, zgadzam się, nie zabija tylko Świrusów (tak tu nazywani są nieumarli/zarażeni), jednakże musimy wziąć pod uwagę również kontekst. Ten niestety jest dobrze znany z innych książkowych, komiksowych czy filmowych światów zalewanych przez hordy potworów, gdzie to jednak ludzie, a nie one, stają się największymi potworami.

źródło: www.bendstudio.com

Świrusy niestety nie są powolnymi, ciapowatymi Szwendaczami jakie znamy z uniwersum The Walking Dead. Co prawda, również lubią łączyć się w stada (hordy), ale niektóre dodatkowo zmutowały w dużo silniejsze osobniki, nie wyzbyły się poczucia cyklu dnia i nocy (najbardziej aktywne są właśnie w nocy, w dzień przeważnie hibernują), jednak dużo bliżej im do szybkich, zwinnych i zabójczych zombie z filmowego World War Z. Ludzie zaś, szukając sposobu na przetrwanie, zaczęli łączyć się w mniejsze lub większe grupy. Część z nich widzi swą przyszłość w obozach i ma dość tułaczki i niebezpieczeństw czyhających za płotem, inni prowadzą wędrowny tryb życia, nie brzydząc się napadaniem i mordowaniem innych podróżnych (zwanych w grze Włóczęgami). Każdy z obozów ma swoje własne prawa i swój pomysł na jego dobrobyt. Z każdym z nich mamy również odrębny rachunek – za zrealizowanie misji w ramach danego obozu dysponujemy określoną ilością gotówki, za którą możemy kupić uzbrojenie, amunicję lub części do motocykla. I tak znajdziemy tu obozy pracy, prowadzone przez byłych więzienników, czy też obóz prepersów, ukryty głęboko w lesie, gdzie ludzie za obecną sytuację obwiniają nieistniejący już rząd. Do tego natrafimy również na obozy łupieżców, anarchistów czy fanatyków, z którymi relacje będą raczej przelotne.

Wykreowany świat jest otwarty i sporych rozmiarów. W jego przemierzaniu będziemy wykorzystywać motocykl, który dodatkowo staje się dość istotnym elementem rozgrywki. Przede wszystkim przy motocyklu możemy dokonywać zapisu gry oraz z czasem pełnić będzie rolę dodatkowego schowka na amunicję. Do przemieszczania się będziemy potrzebowali benzyny a wskaźnik paliwa, zaraz obok minimapy, stanie się jednym z najważniejszych elementów HUDu. Nie ma naprawdę nic fajnego w pustym baku. Świat jest na tyle duży, iż przemierzanie go z buta jest zbyt powolne oraz często niezbyt bezpieczne. Mimo wszystko żaden piechur lub większość zwierząt nie ma szans przy mocniejszym odkręceniu manetki. Na szczęście punkty gdzie możemy dotankować lub uzupełnić paliwo ze znalezionych gdzieniegdzie kanistrów rozsiane są dość gęsto i przy rozsądnym operowaniu gazem przeważnie bez problemu będziemy w stanie dociągnąć do najbliższego.

Naszym drugim najlepszym przyjaciele bardzo szybko stanie się umieszczona w prawym dolnym rogu minimapa. Przede wszystkim ostrzeże nas przed niebezpieczeństwem i kierunkiem z jakiego nadchodzi. Po drugie, podczas przemierzania świata gry spotkają nas wydarzenia losowe, sygnalizowane mrugającym znakiem zapytania. Coś jak znane kropki z GTA, jednak tu pojawiają się na mapie na dużo krótszy czas i pozostałą część drogi do takiego punktu często pokonujemy na czuja. Dodatkowo oznaczać mogą całkiem sporo rzeczy, a to jakiś samotnik jakimś cudem uchował się jeszcze na tym świecie i otoczony został przez Świrusów lub skrępowany przez bandytów wymaga pomocy, miejsce gdzie znajdziemy trochę zapasów, kryjówkę hordy Świrusów, gdzie hibernują w dzień, czy też zasadzkę bandytów, którzy tylko czekają na takich ciekawskich jak my.

Zadania losowe jak i te dostępne w obozach, a nie związane z głównym wątkiem, są jednak powtarzalne i po jakimś czasie znamy już pełen repertuar tego, co się może wydarzyć. Spotkałem się nawet z opiniami znajomych, że nie dokończyli swojej przygody z Days Gone, bo w gruncie rzeczy w grze cały czas robisz to samo. Odpowiedź na to nie jest jednoznaczna. Z jednej strony i owszem, jednak poza momentami powtarzalną rozgrywką największym jasnym punktem gry są postacie. Ok, zupełnie przypadkowi NPCe nie są ani za mądrzy, ani za sprytni w wysiłkach by dobrać nam się do tyłka, jednak te istotne dla głównych czy pobocznych wątków fabularnych są po prostu świetne. Dobrze napisane i animowane oraz przede wszystkim wiarygodne. Tak jak Deek da się lubić, tak dość szybko możemy znaleźć osobę, do której zbytnią miłością pałać nie będziemy lub podejmiemy się jakiegoś zadania zgodnie z własnymi przekonaniami na zasadach, ok nie do końca podoba mi się to co robisz i nie do końca ci ufam, ale jest to w naszym obopólnym interesie.

Niestety powtarzalność misji pobocznych nie jest to jedyny zarzut co do samej rozgrywki. Dość szybko odkrywamy, że gra z pewnością posiadała dużo większy potencjał, jednak zabrakło czasu, pieniędzy czy czegokolwiek, aby ją doszlifować. Dlatego też rozumiem nadzieje fanów, że w kontynuacji dostaną w końcu gameplay nadążający za fabułą i bohaterami. O ile jazda motocyklem sprawia mnóstwo frajdy, tak już elementy związane z walką, skradaniem czy tropieniem już niekoniecznie. Przypominają nieco to co znamy z Red Dead Redemption 2, ale nie są tak satysfakcjonujące. Dostępny arsenał jest całkiem spory (mamy nawet kuszę), jednak możemy zapomnieć o jakimkolwiek systemie chowania się za przeszkodami a dostępny bullet time działa, ale nie zawsze tak jak byśmy tego chcieli. Elementy skradankowe i eliminowanie przeciwników po cichu jak chociażby w The Las of Us 2 pozostają marzeniem. Tłumik/kusza działają wybiórczo, nie wiemy kiedy właściwie wrogowie zauważą, że coś się święci. Tak samo jest z zakradaniem się do wrogiego obozu. Moment wykrycia jest zupełnie randomowy, a po ukryciu się w krzakach nigdy nie mamy pewności, czy jesteśmy widziani dopóki jakaś zabłąkana kula nie przeleci zbyt blisko naszego ucha. Mamy tu również tryb tropienia, zarówno zwierzyny jak i ludzi, jednak jest on strasznie upierdliwy. Nigdy nie wiadomo kiedy trop się skończy i czy nie skręcił przypadkiem a odnalezienie nawet punktu startowego, któremu powinniśmy się przyjrzeć w oznaczonej strefie, często bywa frustrujące.

Podobnie jak w RDR 2, możemy zbierać zioła i polować na zwierzęta. Jednak najskuteczniejszym sposobem na upolowanie jelenia jest… przejechanie go motocyklem. Zebrane poziomki lub mięso nie zdobi naszego pasa ani motocykla, więc jeśli mamy ochotę upolować parę wilków, niedźwiedzia i dorzucić stadko jeleni – proszę bardzo. Wszystko znika w niewidocznym schowku i możemy je sprzedać w dowolnie wybranym obozie. Z uwagi na bilans ilości zachodu związany z polowaniem a wysokością nagrody nie uważam tego za niedogodność. Wszak to nadal gra akcji w otwartym świecie a nie symulator.

Ograniczeniu natomiast podlega ilość składników do wytwarzania przedmiotów, ilość niesionej broni oraz amunicji. Jednak również w kwestii dostępnych przedmiotów do zabawy widać spore pole do poprawy. Od razu zaznaczę, iż licząc na zdecydowanie bardziej dopracowany element walki z ukrycia, rozpocząłem zabawę na trudnym poziomie trudności. Mimo to, ciągle doskwierał mi brak balansu. Bardzo często znajdowałem się w sytuacji, gdzie jednej części wyposażenia miałem cały czas w nadmiarze (jak apteczki, koktajle regenerujące kondycję), a do innych ciągle brakowało mi składników. Tym samym zamiast wykorzystywać je w walce, ciągle zachowywałem je na później. W praktyce oznaczało to, iż albo miałem pełny ekwipunek bomb, min, granatów, wabików i innych gadżetów do momentu walki z hordą Świrusów, po której zbierałem ciągle nowy na ewentualną potyczkę z kolejną.

Sytuacji nie poprawia również bardzo kiepska optymalizacja, co nieczęsto zdarza się produkcjom dedykowanym na wyłączność konsoli Sony. Days Gone, chociaż nie chwyta za serce swą urodą, ma tendencję do nadmiernego chrupania i doczytywania skryptów niejako post factum. Do tego dochodzi niemiłosiernie długi czas ładowania samej gry (na szczęście później nic się już nie doczytuje) na podstawowym PS 4. Nie są to na pewno czynniki dyskwalifikujące i można się do tego niejako przyzwyczaić, ale po raz kolejny obrazuje to, że przed wydaniem gry w stanie w pełni satysfakcjonującym twórców czegoś zabrakło. Czasu albo pieniędzy. Lub jak najczęściej bywa, jednego i drugiego.

ocena
ocena

Mimo to nadal bawiłem się świetnie. Dużo radości sprawiało mi obcowanie z wykreowanymi przez Bend Studio postaciami oraz eksterminowanie hord Świrusów. Rozumiem stanowisko Sony o niechęci kontynuowania serii Days Gone mając już w portfolio bardzo podobną, utytułowaną produkcję w postaci The Last of Us i nie mając gwarancji, że dwójka odniesie większy sukces niż jedynka. Trochę szkoda, ale z drugiej strony zdecydowanie zgadzam się, iż nadal jest to świetny materiał na dobry serial i z całego serca temu projektowi kibicuję.

źródło: YouTube

Jeden komentarz do “Days Gone PS 4 recenzja poczytalny.net

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *