Pan Mercedes serial
Pan Mercedes jako serial? Czemu nie, wszakże to zupełnie przyzwoity kryminał. Pomimo tego, że zaledwie pierwszy w dorobku Stephena Kinga.
Dostępny jest od jakiegoś czasu zarówno na platformie ViaPlay jak i Amazon Prime Video i doczekał się już trzech sezonów. Nie lada gratka dla fanów papierowej trylogii. Aczkolwiek nie tylko, bo serial jest na tyle dobry, iż nie zdziwiłbym się, gdyby magia miała zadziałać w drugą stronę i po jego seansie ktoś zechciał sięgnąć po książkowy pierwowzór.
Dostępne są trzy sezony, tyle samo co książek w cyklu, aczkolwiek nie jest to wierne przeniesienie historii znanej z kart powieści na telewizyjny ekran (jak to najczęściej bywa z twórczością Mistrza). Jest to raczej inspirowana książkami adaptacja, co ma również tę zaletę, że wszyscy, którzy książki już znają, nie wynudzą się jak mopsy. Nie martwcie się jednak, wyszło to produkcji tylko na dobre. Obok, jedynie inspirowanego twórczością autora, Castle Rock, jest to zdecydowanie najlepszy serial z kingowskiego uniwersum jaki widziałem.
Dla tych, którzy wypełzli właśnie spod jakiegoś kamienia, nadmienię jedynie, że Pan Mercedes był próbą zmierzenia się Stephena Kinga z tematem kryminału. A wyszło mu to zaiste bardzo dobrze, chociaż nie byłby sobą, gdyby pod koniec opowiadanej historii fabuła nie skręciłą jednak w bardziej nadnaturalne rejony. Co też naturalnie miało miejsce. Wyszło to na tyle dobrze, że powstały jeszcze dwa tomy w cyklu oraz książka, nazwijmy ją, z tego samego świata co trzy poprzednie, z odrębną historią ale za to z niektórymi bohaterami znanymi z trylogii o psychopatycznym zabójcy z Mercedesa. Mowa to o Outsiderze, całkiem przyzwoitej książce i prawie wiernej ekranizacji, w której zmieniono kilka na tyle istotnych elementów, że stał się tak nudny, jak kolejna polska komedia romantyczna. No dobra, może nie aż tak, ale niewiele mu brakowało.
Na szczęście w tym wypadku, twórca serialowej adaptacji, David E. Kelley, doskonale wiedział co robi. Poprawił to co było dobre, wyrzucił to co ciężko byłoby przenieść do serialu z kart książek oraz odrobił pracę domową na piątkę z plusem w kwestii obsady. Przesunął również ciężar prowadzenia opowieści z fabuły, która broni się sama, na bohaterów właśnie. A ci po prostu robią świetną robotę. Jest to jedna z rzeczy, które nie do końca zaklikały w przypadku Outsidera. Czarnoskóra, o wątpliwej urodzie, obsadzona jedynie w ramach poprawności politycznej, za to nudna jak flaki z olejem Holly Gibney nie była w stanie kupić nikogo.
Za to Brendan Gleeson (Braveheart, Harry Potter) jako emerytowany detektyw Bill Hodges to zarazem zupełnie inna postać niż ta znana z książek, a jego kreacja jest zarazem dużo bardziej ludzka i namacalna. Cyniczny Irandczyk i podstarzały były glina w jednym to dokładnie to, co chcemy oglądać na ekranie. Podobnie sprawy mają się, jeśli chodzi o pozostałych bohaterów. Harry Treadaway (m.in. Penny Dreadful) wcielający się Brady’ego Hartsfielda czy po prostu (nie znajduję innego słowa aby to opisać) genialna Justine Lupe jako pełna własnych demonów i problemów Holly Gibney sprawiają, że postaci stworzone na książkowym łamach zyskują zupełnie nowy, w pełni trójwymiarowy wymiar.
Skupienie uwagi widza na bohaterach ma swoje plusy dodatnie i ujemne. Z pozytywów, na pewno łatwiej było opowiedzieć kwestie okraszone w książce ledwie kilkoma wzmiankami, dla których tu potrzeba było całych scen. W drugą stronę, szczególnie w drugim sezonie, ucierpiała na tym prędkość narracji i rozwoju fabuły. Obie rzeczy generalnie równoważą się, jednak były momenty, kiedy ciężko było powiedzieć, że wsiąkłem na amen i nic nie jest mnie w stanie oderwać od kolejnego odcinka.
Podsumowując, jest to bardzo solidny serial, nie tylko w kategorii ekranizacja twórczości Stephena Kinga. Wzbogacony świetną muzyką Boba Dylana oraz mądrze obsadzony i dobrze zrealizowany. Do obejrzenia w sezonie ogórkowym, czekając na kolejny sezon Rodu Smoka i The Boys, będzie w sam raz.
źródło obrazka: primevideo.com